Był wczesny
poranek, kiedy jasnowłosy mężczyzna siedział na skraju wielkiego łoża z
hebanowymi kolumienkami. Jego stopy ledwo dotykały zimnej marmurowej posadzki,
jednak na jego ciele pojawiały się raz po raz dreszcze. Do sypialni dostawały
się pierwsze promienie słońca, padając delikatnie na jego nagi tors.
Alabastrowa skóra była tak jasna, że gdzieniegdzie widać było niebieskie żyły,
w których płynęła czysta, magiczna krew.
Dracon Malfoy
wpatrywał się z zamyśleniem w jakiś punkt przed sobą. Przystojną, bladą twarz
przecinało zamyślenie, kiedy jego powieki prawie w ogóle się nie drgały. W
kącikach oczu powoli zaczynały zbierać się łzy, jednak Malfoy nie miał zamiaru
mrugnąć. Rozmyślał o sobie i swoim pochodzeniu. Jego nieskalana szlamem krew
była jego największą chlubą i to właśnie ukształtowało jego charakter. Nikt
jednak nie wiedział tak naprawdę, co kryło się pod skorupą aroganckiego,
zimnego, opanowanego absolwenta Slytherinu. Nikt nigdy nie zadał sobie trudu,
by spróbować zburzyć mur, który on, sam Dracon, zbudował na fundamentach ze
strachu i krwi szlam. Nie miał tego nikomu za złe... W końcu wolał być tym złym
i zimnym mężczyzną, którego się boją, niż pokazać jakieś uczucia. Wolał, by
jego prawdziwa natura nigdy nie wyszła na jaw. Bo to, co kryło się w środku,
nie było ani trochę piękne...Nie zrozumcie go źle — jego trzewia wyglądały jak
wyrzeźbione przez Michała Anioła... Chodziło o ten głębszy środek, ten gdzieś
tam, gdzieś, gdzieś daleko wewnątrz...
Tymczasem
wiele pięter niżej, w obskurnym i zimnym lochu, gdzie po kątach piszczały
szczury, siedziała szczupła dziewczyna. Oplatała ramionami kolana i wpatrywała
się w swoje bose stopy. Na lewej kostce wisiała jej mosiężna obręcz, od której
odchodził ciężki łańcuch, przytwierdzony do ściany. Cała klitka przypominała
powierzchnią komórkę na miotły. Bez okna, bez mebli, tylko jedna pochodnia i
pleśniejący materac pod ścianą. Hermiona Granger ubrana była gorzej niż skrzaty
domowe w Malfoy Manor. Przez ostatnie miesiące wychudła, policzki się jej
zapadły, a włosy opadały grubymi, brudnymi strąkami na wątłe ramiona. Od wielu
tygodni nie trzymała w ręku różdżki, jej zdolności czarodziejskie najpiewniej
zamierały. Była niewolnicą. W ręce Malfoya trafiła na krótko po bitwie o
Hogwart, gdzie Harry Potter zginął, a Ron Weasley został pojmany przez
Bellatriks Lestrange, która postanowiła stworzyć sobie kamerdynerów z
najdzielniejszych obrońców Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Pragnęła ich poniżyć.
A to było gorsze od śmierci. Tak więc Ron, Neville, Seamus i Colin przywdziali
czerwone fraki i znaleźli się na usługach śmierciożerczyni. I wbrew pozorom
spotkał ich los lepszy, niż biedną Hermionę...
Dziewczyna
nie miała już nawet siły płakać. Nie rozumiała, dlaczego trafiła do domu
przebrzydłego Ślizgona. Wolałaby umrzeć. Przecież nie potrzebowali służby,
mieli tabun skrzatów domowych, które prace wykonywały natychmiast i niemalże
bezszelestnie. A za nią wiecznie ciągnął się brzdękający łańcuch, który
przytwierdzono do magicznej obroży. Malfoy zawsze zapinał jej ją na szyi, gdy
postanowił wyciągnąć zabawkę z piwnicy. Dlaczego w ogóle postanowił sobie ją
przywłaszczyć, skoro mógł wziąć każdą, chociażby Ginny, która była od niej
wiele razy ładniejsza? Cóż, odpowiedź była jedna — Malfoy od zawsze w pewien
sposób podziwiał Hermionę. Był to bardzo specyficzny rodzaj podziwu, if you
know what he means. Nie potrafił jednak w żaden sposób się do niej zbliżyć.
Granger miała go za zadufanego w sobie osła, dla którego jedyną wartością jest
jego czysta krew. Nie chciała się zadawać z kimś takim i na jej decyzję nie
miał nawet wpływu fakt, że Malfoy był synem Śmierciożercy blisko związanego z
Czarnym Panem. Nie obchodziłoby jej to, gdyby Draco zachowywał się wobec niej w
porządku, było jednak inaczej. Kiedy Zakon Feniksa przegrał wojnę, Malfoy
ujrzał szansę na zmienienie swojego życia. A Hermiony przy okazji... Mógł w
końcu ziścić pragnienia, które tkwiły w nim bardzo głęboko i do których nie
przyznawał się nawet sam przed sobą. Wystarczyło tylko poprosić Czarnego Pana,
aby oddał mu tę szlamę w niewolę. Na szczęście Czarny Pan był miłosierny i sam
przygarnął sobie bliźniaczki Patil oraz Fleur Delacour, bo mógł i chciał
pokazać, że inne narody są tylko prochem u jego stóp. Tak więc zgodził się od
razu. Draco musiał mu jednak obiecać, że wszystkie swoje doświadczenia opisze
na blogu. W ten sposób powstała witryna GrzesznikDracon.com.
— Alohomora! —
Hermiona usłyszała nagle głos. No tak, ktoś po nią przyszedł. Pewnie Malfoy
znów sobie zażyczył jej towarzystwa. Szczęk zamka, klamka się ugięła i drzwi
stanęły otworem. Na progu stał Greyback, wilkołak.
— No, no, no —
zacmokał obrzydliwy mężczyzna. — Śmierdząca szlama. I po co oni chcą ciebie na
górze...? Inni czarodzieje trzymają swoje niewolnice u stóp, nagie lub prawie
nagie. A ty siedzisz tutaj w ciemności, jak robak. — Zaniósł się paskudnym
śmiechem, którzy przypominał ujadanie psa na łańcuchu. Hermiona utkwiła wzrok w
kamiennej posadzce. Nie chciała na niego patrzeć, żeby przypadkiem go nie
prowokować w żaden sposób. Chciała opuścić loch w jednym kawałku. Nie
rozumiała, jak ktoś tak wysublimowany jak Malfoy może korzystać z usług kogoś
takiego jak Greyback. Nie podniosła się z podłogi.
— Ogłuchłaś,
szlamo? Wstawaj! — warknął i chwycił ją za włosy, podnosząc do pozycji
stojącej. Hermiona pisnęła cicho, ale nie powiedziała słowa. Greyback znów
wycelował różdżką, tym razem w kłódkę przy ścianie, błysnęło i po chwili
dzierżył łańcuch w dłoni. Pociągnął brutalnie dziewczynę i opuścili loch.
Piwnica była bardzo głęboko, a schody długie, kręte i wąskie. Hermiona kilkaka
razy się potknęła; była wyczerpana. Od dawna nie jadła i nie piła, w
konsekwencji kąciki ust popękały jej i piekły boleśnie, a na rękach wystąpiła
paskudna wysypka od wilgoci. W końcu stanęli przed drewnianymi drzwiami z
mosiężną klamką w kształcie głowy węża. Jeden ruch i znaleźli się w innym
świecie — świecie, gdzie podłogę pokrywają aksamitne dywany w kolorze krwi. To
było miejsce, gdzie światło pada z kryształowych kandelabrów, pobrzdękujących
pod sufitem za sprawą magii. Na ścianach wisiały portrety przodków Malfoyów,
wszystkie w złotych ramach. Greyback pewnym krokiem wszedł do holu, tym samym
zmuszając Hermionę do pójścia w jego ślady. Dziewczyna czuła się brudna i nawet
przejmujący wstręt przed osobą Draco nie zmazał odczucia, że ten dom jest
przepiękny.
— Salazarze,
cóż to za szkarada — usłyszała damski głos, gdy stanęli w przejściu do salonu.
Jej oczom
ukazał się rozległy pokój. Pod przeciwległą ścianą wybudowano wielki kominek, w
którym trzaskał ogień. Hermiona niemalże poczuła rozkoszne ciepło i mimowolnie
zadrżała. Zlokalizowała po chwili właścicielkę głosu. To matka Malfoya,
Narcyza, leżąca na zgrabnej kanapie obitej zieloną skórą, wyraziła swoją
chłodną pogardę. Za kanapą stał Lucjusz i trzymał w dłoni kieliszek z winem
skrzatów. Nie było jednak nigdzie Draco.
— Trzeba to
obmyć — syknął chłodno pan Malfoy i zwęził z obrzydzenia oczy. — Jednak nie
jestem pewien, czy szlama powinna wchodzić do naszej łazienki... Fontanna
będzie odpowiedniejsza.
Hermiona
wystraszyła się na dźwięk jego słów. Przecież była zima, z pewnością nabawi się
zapalenia płuc. „Może wtedy umrę. I skończy się wreszcie ten koszmar...” Wtedy
w salonie nagle pojawił się Dracon. Hermiona nie mogła nie zauważyć, że
wyglądał wspaniale. Jego tkanka mięśniowa rozrosła się, dzięki czemu zaczął
wyglądać jak mężczyzna, a nie jak wysuszony szczypiorek. Blond włosy układał
teraz finezyjnie i nosił ubrania od znanych projektantów. Był naprawdę
pociągający... „Hermiona!”, skarciła się, „Nie możesz tak myślec!”
— Niech
skorzysta z łazienki — powiedział. — Jeszcze się zaziębi i umrze, a to byłoby
dla niej tylko przyjemnością.
— Ależ...
Draco! Niedawno skrzaty szorowały kafelki. Spójrz na jej dłonie! — Narcyza nie
kryła oburzenia. Zdenerwowała się tak bardzo, że jej pierś poczęła miarowo
falować. Lucjusz natomiast nie krył fascynacji tym widokiem. Stanowczy syn i
falująca pierś jego małżonki były doprawdy niecodziennymi zjawiskami. Nagle
poczuł, że zrobiło mu się gorąco...
— Pójdą z nią
skrzaty i posprzątają ponownie. Przecież od tego są! — warknął Smok. Pan Malfoy
spojrzał na syna z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Czyżby był dumny ze
stanowczości swojego pierwordonego?
— Greyback,
zabierz Granger do łazienki. — Machnął ręką i u jego boku aportowały się trzy
skrzaty. — Macie dopilnować, by dziewczyna się umyła. Zajmijcie się wszystkim,
dajcie jej olej różany — tu Narcyza wydała cichy okrzyk oburzenia — i
zadbajcie, żeby jej włosy były gładkie.
— A ubranie,
sir? — zapytała skrzatka, kłaniając się nisko, na co usta Malfoya wykrzywiły
się nieznacznie.
— Nie będą
jej potrzebne. — Na twarzy młodego Malfoya pojawił się niecny uśmieszek.
Hermiona aż zadrżała ze strachu, a Lucjusz odpiął ostatni guzik swojej koszuli,
gdyż zdawało mu się, że się dusi.
— Ach,
zapomniałbym! — Wycelował różdżką w Hermionę. Machnął krótko, błysnęło światło
i z dłoni dziewczyny zniknęła wysypka. Drugie machnięcie i włosy skróciły się o
połowę, gdyż sięgały jej już prawie pośladków. Brudne i skołtunione opadły na
podłogę. Skrzaty rzuciły się, by natychmiast to uprzątnąć. Hermiona dałaby
sobie jednak coś uciąć, że jeden z nich schował pukiel włosów za szmatkę, w
którą był ubrany, uprzednio wycierając nim swój mały, pomarszczony pyszczek.
Malfoy
zadowolony wsunął różdżkę do rękawa. Lucjusz natomiast opuścił salon i zamknął
się w swoim gabinecie, do którego wezwał skrzaty i odebrał im włosy Hermiony.
Nie wiedział, dlaczego to zrobił, czuł po prostu taką potrzebę. Oczywiście
uprzednio kazał je dokładnie oczyścić. Dotknął delikatnie brązowych kosmyków.
Chwilę później zalała go fala gorąca.
—
Slytherinie, ta szlama w mojej łazience — zapłakała Narcyza, gdy Hermiona
ruszyła z Greybackiem na piętro.
— W której? —
zapytał Slytherin. — Wisi w niej jakiś mój portret?
— Greyback! A
tylko spróbuj uchylić drzwi, gdy będzie się kąpała! — zawołał za nimi Draco.
Greyback
gorąco zaprzeczył, mając jednocześnie nadzieję, że Draco nie opanował
perfekcyjnie legilimencji.
Cóż za wysublimowany styl pisania. I te opisy... Wspaniałe.
OdpowiedzUsuńLucjusz apróws
OdpowiedzUsuńAch, koledzy, wasze konstruktywne komentarze są wielce budujące.
OdpowiedzUsuńBohater, którego ze względu na głębię uczuć można wręcz nazwać podmiotem epicznym, jest w stanie emigracji wewnętrznej, zadumania, romantycznym roztargnienia. Jest niczym rozdarta sosna - widać tu nawiązanie do poezji Młodej Polski, modernistyczno-hedonistyczne podejście do życia. K. Przerwa-Tetmajer jest wyraźną inspiracją. Symbol rozdartej sosny odzwierciedla rozdarcie wewnętrzne naszego JA epicznego. Co prawda nie wspomina o nirwanie czy alkoholu, lecz stara się zapomnieć o ukochanej przez zatopienie się w innej pasji - kontemplowaniu swoich trzewi.
OdpowiedzUsuńBohaterka to kobieta niezrozumiana, niedopieszczona, spragniona fizycznych czułości, jednak nie zapomniała o ogromnych pokładach miłości (myślę, że nie będzie nadinterpretacją, jeśli dodam, że platonicznej). Niczym Jagna z Reymontowskich "Chłopów".
Mamy do czynienia z pięknym tekstem, głęboko zarysowaną, skomplikowaną sylwetką psychologiczną naszych bohaterów. Autor tekstu niezaprzeczalnie musiał długo prowadzić psychoanalizę archetypów dla swoich bohaterow. Wzruszający, pełen nawiązań do klasyki literatury utwór!
Jedyne zastrzeżenia mogę mieć do designu przedstawionych wnętrz, który jest nieco passe .
Z wrażenia mnie zatkało i jestem zdolna tylko do kliknięcia obserwuj i dodania linka na blogaska. Pierwszy raz czytam taki tekst, och ach ech normalnie.
OdpowiedzUsuńPiękne komentarze. Piękne.
OdpowiedzUsuńTo niesamowite, jak wciąga od pierwszych słów. Oryginalny sposób przedstawienia Dramione (nigdy przenigdy nie sądziłam, że coś takiego mnie kiedykolwiek wciągnie) Nic tylko brawa dla autora i owacje na stojąco.
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz, drogi Mjucie, ale czekamy na drugi rozdział...
OdpowiedzUsuńNo po prostu mjodzio!
OdpowiedzUsuńMjut pisz dalej!
OdpowiedzUsuńMoja elokwencja sięgnęła właśnie dna. Patrzę w ekran i głupio się uśmiecham, bo chyba właśnie trafiłam na tekst Dramione, który rozwija takich analfabetów jak ja. Tylko, o zgrozo, czy ty naprawdę jesteś mężczyzną? Bo jeśli tak, to biję pokłony za odwagę pisania Dramione z męskiego punktu widzenia.
OdpowiedzUsuńDomyślam się tematyki (wystrój blogaska mówi sam za siebie)... Ale jeżeli Twój każdy kolejny tekst będzie na takim poziomie jak ten powyżej, to być może warto.
Ale: facet i Dramione?!
Pozdrawiam, Poem
Chyba muszę zacząć regularnie czytać tego bloga. Szata graficzna mnie urzekła!
OdpowiedzUsuńZaintrygowałeś mnie.
OdpowiedzUsuń24 year old Web Designer III Hamilton Cater, hailing from Etobicoke enjoys watching movies like Colossal Youth (Juventude Em Marcha) and Soapmaking. Took a trip to Coffee Cultural Landscape of Colombia and drives a Corvette. Kliknij tutaj
OdpowiedzUsuń